Ludlow miało przynieść Creedom spokój.
I przyniosło, tyle tylko, że nie taki jakiego oczekiwali...

Stephen King „Cmętarz Zwieżąt"

Dom w miasteczku Ludlow. W stanie Maine. Świeże powietrze zakradające się do zasmolonych płuc, zboże opodal złocące się radością przemijania, niebieskość nieba. Dla rodziny Creedów zatrutej dymem spalin wielkiego miasta to był istny raj.
Wieczorne piwo z dobrodusznym sąsiadem z naprzeciwka, wymiana przepisów na domową szarlotkę, wspólne puszczanie z synem latawca na polu, którego nie widać było końca. - Tutaj ustatkowanie i wspólnie spędzony czas wydawało się rzeczą oczywistą i banalną do osiągnięcia.
Do czasu, kiedy w futryną drzwi ciężką ręką stukać zaczął nieoczekiwany gość...
I pomyśleć, że wszystko zaczyna się tak naprawdę od faktu znalezienia ścieżki pośród szumiących traw i wysokości pagórka. Ścieżki, która serpentyną kręcąc się po okolicy, tonie nagle w gęstym lesie i kilka mil biegnąc naprzód dociera do... rozchwianej bramy opatrzonej wykonanym przez dziecko napisem „Cmętarz zwieżąt". To przeraża,
Kiedy jednak wizja cmentarza ucieka, na jej miejscu pojawia się drogą rozciągniętą tuż przed frontowymi drzwiami domu Creedów. W głowie dźwięczy huk ciężarówek przetaczających się tam i z powrotem. Oczy szkli strach. Przychodzi za późno.
A wokół szumi ocean soczystej zieleni przyrody, rześkość co rana budzi do życia, przez otwarte na podwórze okno niesie się perlisty śmiech dziecka. Lato zamienia się w jesień...
Louis, Rachel, Ellien, Gage, Church... Czy uda im się pozostać rodziną?

„Cmętarz zwieżąt" to książka jak każda inna. Ma okładkę, parę setek stron, mrowie malutkich znaczków drukarskich układających się w poszczególne słowa, które lgną do siebie jakby poczęstowane potężnym afrodyzjakiem i dobierają w pary tak nieoczekiwane, jak czarne kocisko wynurzające się nagle z gęstej mgły pośrodku ruchliwej szosy i zaczynające tańczyć makarenę z samą nieubłaganą matką Śmiercią. Wydać by się mogło, że Stephen King po prostu ją napisał. Gdy jednak usiądzie się wieczorną porą w wygodnym fotelu, spojrzy na wypisany czernią tytuł, gdy wreszcie jedynka u dołu strony w niewytłumaczalnie błyskawiczny sposób zamieni się. w liczbę czterysta razy większą uświadomimy sobie, że ten mizerny przedmiot... ma duszę? A może łapczywie wykrada jej cząstkę nam samym...
Nikt nie powinien przejść obojętnie obok tak wybitnego okazu współczesnej powieści grozy. Nieoczekiwany przebieg linii fabularnej z każdym zdaniem dosłownie zawężającej się wokół gardeł po mistrzowsku rozrysowanych postaci bohaterów i niepowtarzalny styl narracyjny Kinga czekają Wystarczy tylko wyciągnąć rękę. I nie cofnąć jej w chwilę później, zrozumiawszy, że cmentarz zwierząt rosnąć może w sercu każdego z nas.

Jakub Sęczyk klasa I a


ikona statystyk Poprawny CSS! Valid XHTML 1.0 Transitional